Film

Okruchy Kina: wszystkie poranki świata

Nie wiem, jak pisać o filmie. Ostatni raz robiłam to pięć lat temu. Nie jestem krytyczką. Nie rozpoznaję twarzy znanych współcześnie aktorek i aktorów. Nie poruszam się w kinowym uniwersum, przerażona wszechwładzą multipleksów i odwrotem kin studyjnych, w których tak swobodnie i dobrze czułam się w początkach liceum, choć niekiedy trzeba było siedzieć cały seans w płaszczu. Nie sądziłam, że do pisania o płynnych obrazach kiedykolwiek powrócę – aż do wieczora, w którym obejrzałam „Wszystkie poranki świata” (Tous les Matins du Monde) Alaina Corneau.

Each note should end dying

– Marin Marais

Jak bardzo można kochać muzykę?
Gdzie są granice szaleństwa?
Czas nie leczy ran. Miłość odebrana przez śmierć nie gaśnie – trawi ciało i umysł toksycznym, cierpkim płomieniem.
Muzyka to jedyny sposób, by ożywić zmarłych, przywołać namacalną bliskość tych, których nieobecność zamknęła nad głową cały świat.

Niewiele wiemy o życiu Jeana de Sainte-Colombe. Jego czas przypadł na drugą połowę XVII wieku, a to, co zostało po nim w zbiorowej pamięci świata, to muzyka na violę. Tajemniczy kompozytor, który wywodził się najpewniej z regionu Pau w pobliżu francuskich Pirenejów, stronił od paryskiego blichtru, choć na salonach grywał. Prowadził życie eremity, lecz miewał uczniów – spośród których najbardziej znanym stał się Marin Marais, nadworny kompozytor Wersalu, sam w sobie nigdy jednak nie będący jednostką wybitną.

To właśnie relacja Sainte-Colombe z jego uczniem jest kanwą dla niezwykłego filmu „Wszystkie poranki świata”. Obraz ten opowiada o pasji, w jaką przeradza się muzyka w życiu owdowiałego Sainte-Colombe, który odrzuca lukratywną pozycję na dworze króla Francji i zamyka się w swojej samotni – drewnianej kabinie, którą sam buduje, by móc w niej komponować i grać na violi. Marais nie zagrzewa u niego długo miejsca – mistrz nie dostrzega w młodym uczniu pasji dla muzyki, a jedynie wyuczoną na dworze umiejętność posługiwania się instrumentem i skłonność do powielania znanych z komercyjnej, ówczesnej muzyki schematów. Sainte-Colombe wie, że wyuczenie młodego Maraisa zdolności do powielania charakterystycznych, emocjonalnych kluczy nie posłuży mu do rozwoju w dziedzinie muzyki – a jedynie do zarobkowania i zdobywania popularności w otoczeniu króla.

Marais – upokorzony, wściekły na mistrza, opuszcza jego dom, aby wkrótce do niego wrócić. Nic nie powstrzyma jego ambicji – dlatego wykorzystuje jedną z córek Sainte-Colombe, by zyskać dostęp do muzyki jej ojca. Ukrywają się całymi dniami pod podłogą kabiny mistrza, gdy Marais chłonie dźwięk za dźwiękiem i zapisuje w swojej pamięci muzyczną doskonałość ojca dziewczyny, która jeszcze nie wie, że za jego próżność przyjdzie jej zapłacić ostateczną i najwyższą cenę.

***

Tyle fabuły.

„Wszystkie poranki świata” to film, który porusza duszę, bo żaden inny obraz spośród tych, które do tej pory obejrzałam, nie wyraża tak kompletnie rozpaczy, szaleństwa i miłości, które w swojej sublimacji po stracie ukochanej żony niemalże prowadzą na skraj śmierci. Protestanckie oddanie pracy (wiemy, że Jean de Sainte-Colombe był właśnie protestantem) to jedyne, co zachowuje przy życiu mistrza violi – i co powoli wiedzie go ku doskonałości, ale i oddala od świata.

Jean-Pierre Marielle jest w roli kompozytora doskonały. Oszczędna ekspresja wyraża wszystko – bo wielki, wewnętrzny ból lepiej niż łzy wyraża przeszywające spojrzenie i skromny, czarny surdut. Gerard Depardieu jako starzejący się Marin Marais, który jest narratorem „Wszystkich poranków świata” to sybaryta zmęczony życiem i sobą – gdzieś pobrzmiewają w nim echa jego młodości (młodego Maraisa gra najstarszy syn Gerarda Depardieu, Guillaume).

Fascynujące jest również wykorzystanie w filmie wątku obrazu, który namalował Lubin Baugin, znany przede wszystkim z prac o tematyce religijnej i mitologicznej. Baugin stworzył również kilka martwych natur cechujących się niesamowitym rygorem kompozycyjnym i symbolizmem. „Deser”, czyli obraz znany również jako „Martwa natura z waflami” pojawia się w związku z wizjami, jakie nawiedzają mistrza Sainte-Colombe w wyniku tęsknoty za zmarłą żoną. Jej duch, a może wyobrażenie, siada na przeciwko niego przy kieliszku wina i paterze, na której znajdują się kruche wafelki – kompozytor postanawia poprosić swojego przyjaciela Baugina o uwiecznienie tej sceny, której fantastyczna realność trudna jest do odróżnienia od obrazu udręczonej wyobraźni.

Muzykę we „Wszystkich porankach świata” wykonuje Jordi Savall – kompozytor i mistrz violi da gamba, którego twórczość była dla mnie lata temu bramą do świata muzyki renesansowej i nie tylko (oryginalne kompozycje, które tworzy Savall, bardzo dużo inspiracji czerpią ze Wschodu i Afryki). Ogromnie żałuję,że nie mogłam wysłuchać jego koncertu w Polsce.

Obejrzyjcie „Wszystkie poranki świata”. Film powstał w 1991 roku – i może dlatego dziś – w czasie, kiedy wszystko musi być prędkie, wręcz natychmiastowe – tak pysznie smakuje, gdy ogląda się go z całkowitą uwagą i w ciszy.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *