Na marginesie

Korporacje boją się ciemności

Miasto nie zasypia nigdy – w budynkach, gdzie mieszczą się biura potężnych korporacji, światło nie gaśnie nawet na moment.

Korporacje najbardziej z nas wszystkich boją się ciemności – wygaszenie świateł w biurowcach to anomalia. To powiedzenie wprost: “nie jesteśmy aktywni 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu”. Przyznanie się do niewydolności systemu. Do pracy w jednej strefie czasowej i w jednej zmianie (to dyskwalifikuje w wyścigu do biznesowej potęgi).

***

Wakacje we Francji czy Włoszech są dziś passe. Lepiej wybrać Kenię, wyprawę za koło podbiegunowe, lub do lasów równikowych Archipelagu Malajskiego. Biuro podróży powinno zagwarantować, że wrócimy bezpiecznie z tropików, nawet z 60-kilogramową nadwagą i nadciśnieniem tętniczym…

Wrócimy i usiądziemy za biurko, uradowani konsumpcją ostatnich dwóch tygodni spędzonych na urlopie.
Wrócimy – do bycia dyrektorem, redaktorem naczelnym, wydawcą. Do sterowania machiną – by zwiększał się nasz zasób, którego – nie licząc tych dwóch tygodni w ciągu roku – nie mamy jak wydać. Przecież życie to tylko praca. Nie da się nie pracować; nawet śpiąc, przez myśli przebiegają plany, bilanse, poszukiwania nowych rozwiązań…

***

„Piąteczek” to okazja, by zrzucić z siebie psychiczny nadbagaż z całego tygodnia. Alkohol zazwyczaj wnika do krwi za szybko, by żałować świeżo otrzymanej na konto wypłaty – refleksja przyjdzie kilka dni później, po 10. dniu każdego miesiąca, gdy już zapłaci się czynsz, rachunki i inne, a z przeciętnie dobrej przecież pensji korporacyjnego specjalisty nie zostanie zbyt wiele.

Nie wystarczy na więcej, niż życie od imprezy do imprezy i tanią miłość, jak z burdelu; to luksus przy wynajmie mieszkania, ale taka jest cena życia w dużym mieście (groźba prowincji wciąż równa jest groźbie pogrzebania żywcem).

Wyjazd na urlop to kilka wypłat, nowy telefon – cała jedna, para porządnych butów – jedna dziewiąta comiesięcznej nagrody za całodobową identyfikację z firmą, poświęcenie własnych wartości na rzecz wartości biznesowych prezesa zarządu, robienie wszystkiego, by tylko zrealizować miesięczne cele stawiane przed zespołem.

Nad głową wciąż szklany sufit zbudowany z nadziei i formalnych wymogów, których wciąż nie można spełnić, by awansować. Awans sam w sobie nie oznacza natomiast niczego poza minimalnie zwiększoną kwotą wpływów na konto i ekspandującym zakresem obowiązków i odpowiedzialności…

***

Jest mnóstwo rzeczy, o których marzysz, kiedy przychodzisz przemęczony korporacją do miejsca, które zamieszkujesz. Tymczasowego, nieładnego, bo przecież nie potrzebujesz domu – przecież całe twoje życie to firma.

Może kiedyś, gdy awansujesz… gdy usamodzielnisz się, gdy się wyzwolisz…
Gdy ktoś zgasi światło, byś mógł wyspać się dostatecznie.

Kiedy ostatnio zadałeś sobie pytanie, po co żyjesz…?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *