Piekło to być martwym i zorientować się, że nie żyło się pełnią życia, gdy była ku temu okazja.
– Jón Kalman Stefánsson, Niebo i piekło
***
Czy poezja może zabić…? Jak będzie wyglądać świat po naszej śmierci…? Czy przyjaciele, którzy nam towarzyszyli za życia, pozostaną przy nas pielęgnując pamięć, czy też rozpłyniemy się w obowiązkach ich codzienności…?
A śmierć – jaka będzie? Czy przyjdzie nagle, będąc wypadkiem, zbiegiem okoliczności, nieszczęściem, które spada na głowę jak przysłowiowy grom z jasnego nieba…? A może zakradnie się do nas po cichu i wsączy się w nasze ciało stopniowo, wyłączając w nas wszystko po kolei oprócz tego ogromnego zdziwienia, że oto jednak się umiera…?
***
W książce Stefánssona śmierć wydarza się tak, że nie można się z nią pogodzić. Jest jak prowokacja wciśnięta w uporządkowaną rytmem dnia i nocy na morzu codzienność połowów. Bárður umiera, zapomniawszy przed wypłynięciem peleryny, która mogłaby ochronić go przed arktycznym wiatrem i wzmagającym się mrozem. Zamarza na oczach przyjaciela, którego życie będzie od tej pory nawiedzał nieuzasadnionym wyrzutem sumienia i obecnością, której – jak martwego ciała złożonego na stole po powrocie z połowu – nie da się tak po prostu wyprosić za drzwi.
Przyjaciel Bárðura wyrusza po jego śmierci w podróż, której celem ma być zwrócenie Raju utraconego – książki, która spowodowała roztargnienie i – tym samym – doprowadziła niejako do utraty życia swojego czytelnika, jej właścicielowi. Podróż ta staje się jednocześnie dążeniem do śmierci, jej poszukiwaniem, modlitwą o jej nadejście, a zarazem polowaniem na sens życia. Chłopak odnajduje go wreszcie w wiedzy, że jest płynny, nieuchwytny, a jego ścisłe zdefiniowanie wymyka się możliwościom ludzkiego umysłu, ograniczonego codziennością.
Życie to żar ogrzewający ziemię i sprawiający, że da się na niej mieszkać.
***
Niebo i piekło to książka egzystencjalna niepodobna do tych, jakie znamy z literatury serca kontynentalnej Europy. Głęboka i ciemna, jak wody morza i bezksiężycowe noce, które odgrywają w niej tak ogromną rolę – nie tylko jako element scenerii, ale swoista metafora ludzkiego losu.
Jón Kalman Stefánsson nie ukończył swoich studiów humanistycznych. Pracował fizycznie. Można domyślać się, że podczas swojej wieloletniej tułaczki poznał życie od podszewki, wraz z szerokim spektrum dobra i zła, jakie niosą z sobą tak ludzie, jak i samotność. Jego proza daleka jest od wystudiowanych, a zarazem mających charakter taśmowej produkcji współczesnych powieści, których cechą wspólną jest spłycenie psychologii postaci i banalne komunały o miłości, życiu i śmierci zamiast zakończenia.
***
Gdyby życie było zawsze tak proste i czytelne, gdyby udało nam się uciec od tej niepewności, która wykracza poza śmierć i grób. Ale co może uśmierzyć niepewność, skoro nawet śmierci się to nie udaje?
***
Pytanie, czy mogłam spodziewać się czego innego po znalezionej przypadkiem lekturze, którą ostatecznie kupił dla siebie i pierwszy przeczytał człowiek morza…?