Na marginesie

Mogę pogodzić się ze śmiercią

Mogę pogodzić się ze śmiercią, jeśli pozwolisz mi ją odczarować. Jeśli nie będziesz nalegał, bym chciała wieczności (to groźba, która jak miecz, wisi nade mną zawsze, gdy zasypiam).

Chcę wiedzieć, że kiedy umrę, ktoś zadba, bym zmieniła się w proch (bo przecież ja, proch, będę z Panem gadać). Ziemia mnie przeraża, ze swoją organicznością, żywotnością, brakiem ciszy i sterylności. Bo ziemia to jak zawieszenie w świecie żywych, gdzie wciąż nad moją głową przechodzić będą ludzie, przez lata, przez wieki, będę słuchać, jak stąpają po ziemi przy moim grobie. Dźwięk będzie przenikał moje kości, drążąc w nich tunele, razem z zimnem i wilgocią gleby.

Mogę pogodzić się ze śmiercią, jeśli obiecasz mi, że nikt nie będzie nazbyt się starał, bym trafiła do nieba. Ja żyję życiem pełnym strachów i codziennego brudu. Nie aspiruję do świętości. To nadwyręża mi cierpliwość. Kruchość istnienia to zawsze jej brak. Celebruję upływ czasu i wiem, że ktokolwiek będzie mnie sądził – będzie sprawiedliwy.
Proszę, nie módl się za mnie. Daj mi za wszystko zapłacić z pokorą.

Mogę pogodzić się ze śmiercią, bo zrozumiałam, że to ostateczny cel i sens istnienia. Powód, dla którego co rano mam siłę otwierać oczy, myśleć, mówić, pisać i tworzyć treść świata. Gdyby nie śmierć, rozciągłość czasu niwelowałaby nasze człowieczeństwo. Bycie człowiekiem to tymczasowość, to wieczne nienadążanie, to walka z przemijaniem. Do obrzydzenia, do przerażenia, do szaleństwa, które każe nam marzyć o zatrzymaniu czasu na zawsze (czymkolwiek jest zawsze; powtarzającym się w nieskończoność zdarzeniem w czasoprzestrzeni, drganiem, błędem na strunie świata).

Mogę pogodzić się ze śmiercią; nie mogę pogodzić się z życiem w czasie, który mi przypadł; bo śmierć nie jest glamour. Przemijanie nie dodaje seksapilu.
Umrzeć, tak po prostu, nie żałując śmierci?
Absolutny brak taktu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *