Na granicy zabudowań mijamy ostatnie szkielety domów wielorodzinnych, gotowych do zamieszkania choć nigdy nie dokończonych. Beton i zbrojenia ostrzące się w nikłym świetle nadchodzącego dnia. Gruzowiska, które niedbale rzucone za teren budowy, pozostaną tu na zawsze, współtworząc księżycowy krajobraz egipskiego miasta, po którym błąkają się nieczyste psy.
Zapomnij wszystko, co wiesz o tym kraju.
Świt nad pustynią ma barwę ołowiu.
***
Na jedynej drodze wiodącej przez Pustynię Wschodnią posterunki wojskowe rozmieszczone są co kilkanaście kilometrów. Nie przy każdym gorliwość strachu nakazuje zaglądać w oczy i do wnętrza samochodu. Zupełnie tak, jakby chwilowy okres spokoju, te kilka momentów upływających od zamachu do zamachu (ostatni miał miejsce zaledwie pięć dni temu) wystarczyło, by odbudować pewność normalności. Normalności wspartej na barierkach zdolnych wytrzymać napór kilkunastotonowego pojazdu, na drucie kolczastym rozciągniętym w poprzek jezdni. Na zasiekach, przez które bezpieczniej obserwować przejezdnych.
***
Qena to największe ujęcie wody pitnej w regionie, któremu zdarza się transportować życiodajny płyn aż do Kairu. Korzysta z niego kilka milionów ludzi rozsianych po Wielkim Morzu Piasku, Pustyni Wschodniej, Zachodniej i wzdłuż wybrzeża Morza Czerwonego. Kilkanaście kilometrów przed wjazdem w granice miasta pojawia się bujna roślinność, której zieleń zadziwia i upaja jednocześnie. W cieniu palm wygrzewają się starcy oparci na kolbach kałasznikowów. Wiecznie czujni, z białkami oczu świecącymi w pociętych wiatrem i piaskiem twarzach. Bo piasek jest wszędzie. Wdziera się pod ubranie, zagnieżdża we włosach, obleka spojrzenie mgłą.
Rzeka ma barwę szmaragdu i przyciąga ludzi. Bogate rezydencje sąsiadują z lepiankami z gliny. Kobiety w czadorach, które lśnią w słońcu połyskliwymi paciorkami, skrawkami kamieni szlachetnych i złotem. Wielokilometrowa droga na południe. Setki spojrzeń, kilka uśmiechów. Głos muezinów nawołujących z minaretów do modlitwy, wzbijający się w powietrze pył. Na horyzoncie pasmo złowrogich, piaskowych gór o szczytach jak ostrza. Pięknie ubrani chłopcy o smagłej cerze i zębach białych jak słońce, kurczowo trzymający w dłoniach drogie smartfony. Nędzarze sprzedający liście do żucia. Kłębiąca się, ludzka mozaika połączenia wschodu, zachodu i nieoznaczoności. Miasto tętniące życiem, które nie zasypia nawet w nocy – jak rzeka.
Zapomnij wszystko, co wiesz o tym kraju.
***
Alabaster to życie, choć jego połyskliwy, diamentowy niemal, lotny pył powoli zabija, osiadając w płucach i pod powiekami. Alabaster poleruje dłonie szlifierza, jak i jego duszę. Uczy cierpliwości. Odbiera gwałtowność. I daje nadzieję na przyszłość, której w rzeczywistości nie ma. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, stając się na powrót częścią gór i martwej ziemi, która nie jest zdolna zrodzić trwałego życia. Tymczasowość istnienia i kruchość człowieka nigdzie nie były tak wyraźne, jak u podnóża Doliny Królów, gdzie ludzie od wieków wykuwają samych siebie z kamienia.
***
Delikatne palce złotnika wykuwają dla mnie w srebrze Insh’allah, które – jak rozmawiamy – jest esencją tego, co istotne w życiu. Nadzieja – czymkolwiek by nie była – pozwala przetrwać. Niezależnie od warunków. Niezależnie od tego, jak piękna jest nocą pustynia, której góry dają schronienie i w nieskończoność przedłużają myśl o ślepym marszu w głąb ich ciała, bez nadziei na bycie odnalezionym, myśl o śnie, wiecznym i głębokim, pośród gwiazd i przejmującej ciszy.
Zapomnij wszystko, co wiesz o tym kraju złożonym z namiętności, tęsknot i marzeń, jakich nie zna i nigdy nie zrozumie Europa.