Na marginesie

Dlaczego świat nienawidzi kobiet?

To nie będzie tekst o aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej. Nie będzie też dotyczył w swojej istocie debaty, która teraz przetacza się przez Polskę – chociaż #czarnyprotest popieram i choć nie wierzę, by cokolwiek zmienił, uważam że jest bardzo potrzebny – bo dotyczy nie tyle problemu aborcji, a tego, czy kobieta ma prawo samodzielnie podejmować decyzje dotyczące swojego życia. W skrócie: dotyczy wolności. Wygranej częściowo wcale długą i męczącą walką, którą kobiety przeszły w społeczeństwie (nie tylko europejskim). Bo świat nienawidzi kobiet. Dlaczego?

Dlaczego istnieją takie rzeczy, jak obrzezanie dziewczynek? Bo seks nie powinien przynosić im przyjemności (to coś złego). DLACZEGO?

Dlaczego dostęp do edukacji dla tak wielu kobiet na świecie jest niemal niemożliwy, bo w niektórych krajach uznaje się, że kiedy tylko dziewczynka zacznie miesiączkować, można wydać ją za mąż (na przykład w wieku 12-13 lat), często za dużo starszego mężczyznę, którego nie zna?

Dlaczego kulturowo (w Europie, ale nie tylko) w sposób „naturalny” kobieta zajmuje się domem i wszystkim, co z nim związane? W starożytnej Grecji kobiety nie uczestniczyły w życiu publicznym, bo spełniały funkcję opiekunki „domowego ogniska”, a ówczesny „system” dyktował jasne warunki: ten, kto przywiązany jest do domu, nie ma wstępu do sfery publicznej, bo jego umysł przywiązany jest do ziemi i nie jest w stanie poświęcić się rzeczom ważniejszym.

Dlaczego zawierając związek małżeński kobieta zgadza się na to, że przez resztę życia będzie spełniać rolę służebną w stosunku do swojego męża, będzie jemu *poddana*?

Dlaczego kobieta nigdy nie ma swojego nazwiska, a jedynie nazwisko ojca, opiekuna bądź męża…?

Dlaczego w wielu kulturach (w tym kiedyś otwarcie w kulturze polskiej) uważa się, że ktoś „z sukcesem spłodził dziecko” jedynie wtedy, gdy urodził mu się syn?

Wreszcie: dlaczego przez większą część życia dziewczynki słyszą, że komputery są dla chłopców (i nieważne, czy chodzi o gry, o „grzebanie” w sprzęcie, czy też o programowanie), a potem tu i tam rozlegają się głośne lamenty nad tym, że w zawodach „technicznych” czy „cyfrowych” po prostu nie ma kobiet…?

Dlaczego kobieta – aby funkcjonować w świecie biznesu – musi całkowicie dostosowywać się do warunków tego świata, ukształtowanego oryginalnie przez mężczyzn?

Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie mężczyzn, którzy codziennie poddają się niejednokrotnie bolesnym i szkodliwym praktykom, takim jak noszenie butów na obcasach (żeby seksownie kołysać biodrami i zrobić „dobre” wrażenie na szefie, kontrahentach, potencjalnych klientach) albo makijaż (który niszczy, wysusza – często do bardzo bolesnego stopnia – skórę twarzy)?

Dlaczego niezależnie od tego, gdzie mieszkamy my, kobiety, dziewczyny, musimy się bać o siebie, bo możemy zostać wzięte siłą, zgwałcone, skrzywdzone, zabite dlatego, że nie chcemy się oddać, nie chcemy dać mężczyznom tego, czego od nas żądają…? I dlaczego tak często organy ścigania bagatelizują to okrucieństwo, jakim jest gwałt i obwiniają ofiarę za to, że się w ogóle wydarzył?

Dlatego, że świat nienawidzi kobiet. Świat stworzony przez mężczyzn, którzy tworzą politykę, prawodawstwo, którzy nadają kierunek temu, w jakim posuwa się rzeczywistość. Kobiety swoją obecność w świecie, w wielu jego aspektach, wywalczyły dopiero niedawno. I jednym z owoców tej walki jest fakt, że zaczęły mieć (nie mają wciąż kompletnej) możliwość decydowania o swoim życiu. Przestały być własnością mężczyzn, z którymi są związane.

Ustawa o całkowitym zakazie aborcji, która dyskutowana jest w polskim społeczeństwie, przekreśla kobiecie możliwość decydowania o swoim życiu. I to właśnie dlatego jest #czarnyprotest. Nie dlatego, że chcemy masowo dokonywać aborcji. Nie dlatego, że – jak czytam w chamskich po prostu komentarzach – jesteśmy nieodpowiedzialne, puszczalskie i złe. Wierzcie mi – nikt nie wykonuje aborcji dlatego, że uważa ją za metodę antykoncepcji. I nie wierzę w łatwe podejmowanie tego rodzaju decyzji. Aborcja jest dla kobiety często ogromnym dramatem. Jeszcze większym dramatem jest jednak fakt, że ktoś – mężczyźni stanowiący w ogromnej większości polskie prawo – chce kobietom narzucać brak możliwości zdecydowania o tym, czy ten zabieg wykonają, czy nie.

W wielu miejscach w internetowej dyskusji pisałam: „Nie chcesz aborcji? To jej nie rób!”. W tym zamyka się dla mnie prawne ujęcie tego problemu – bo istnienie prawa, które na coś zezwala nie oznacza, że ISTNIEJE PRZYMUS KORZYSTANIA z tego. Prawo określa zakres czynności, które są dozwolone i które są zakazane. Tylko tyle i aż tyle. Na tym polega dobrodziejstwo tzw. „zachodniej demokracji” – na umożliwieniu wyborów i na braku przymusu.

#Czarnyprotest to bunt Polek przeciwko narzucaniu im odgórnie stanowionego prawa. To bunt przeciwko UBEZWŁASNOWOLNIENIU. I przeciwko ekstremizmowi, który jakimś cudem (piszę to z ironią, bo przecież społeczeństwo na to pozwoliło swoją biernością) przez ostatnie dwa lata urósł w Polsce na tyle, że obecnie chadza ulicami w niepokojących marszach, krzyczy na ludzi o innym kolorze skóry w zbiorkomie i sieje coraz więcej strachu. To właśnie ten ekstremizm zaprojektował ustawę o całkowitym zakazie aborcji. I zaprojektuje jeszcze wiele innych, jeśli w porę go nie oprotestujemy. Nawet z daleka (tekst piszę z Londynu).


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *