Co się stanie, gdy połączymy Bacha z muzyką współczesną i ludowymi pieśniami? Czy upływ czasu jest czymś, co da się opowiedzieć korzystając z ekspresji muzycznej, która kojarzy się raczej z celebracją trwania i dążeniem do wieczności? To pytania, na które odpowiedzią może być występ rezydentki 80. edycji festiwalu Pražské Jaro (Praska Wiosna). Patricia Kopatchinskaja wystąpiła w Rudolfinum prezentując niezwykły program.
Program, który tak naprawdę zaoferował słuchaczom i słuchaczkom dwa koncerty podczas jednego wieczoru. Co je łączy? Przesycenie duchowością judeochrześcijańską, skupienie się na temacie zbawienia i odkupienia, które są nieodłącznymi elementami dyskursu na temat upływu czasu i wieczności, prowadzonego w naszej kulturze od przeszło dwóch tysięcy lat.
Wieczór otworzyły utwory Johna Zorna Kol Nidre i Elijahu Hanawi – żydowska modlitwa zmawiana na Jom Kipur oraz pieśń o nadziei na zbawienie, która powróci jako cytat w koncercie Karla Amadeusa Hartmanna, jednego z więźniów obozu koncentracyjnego w Dachau, biorącego udział w marszu śmierci w 1945 r.
Concerto funebre powstał w 1939 roku w odpowiedzi na szok nazistowskiego terroru. Sam kompozytor o swoim dziele pisał w liście do swego mentora, dyrygenta Hermanna Scherchena, że powstało ono po to, aby odzwierciedlić „intelektualną i duchową beznadzieję dominującą w tym okresie”, a jednocześnie zderzyć je z „z wyrazem nadziei w dwóch chorałach, na początku i końcu”. Koncert jest istotnie przejmujący. To muzyka oddająca grozę, osamotnienie, tragizm. Wybuchają w niej niekiedy krótkie przebłyski światła, tylko po to, by znów przygasnąć i dać się stłumić ciemności; ciemności, która przynosi szaleństwo, zagubienie, niepewność tego, co dalej.
Zanurzeniem się w mrok – całkowitym – jest przejmujące wykonanie Unsterbliche Opfer, utworu, który ma nieoczekiwaną w tym programie genezę – to bowiem pieśń, która wybrzmiewała na pogrzebie bolszewickiego rewolucjonisty, Nikolaja Ernestowicza Baumana – jednej z pierwszych ofiar rewolucji 1905 roku. Unsterbliche Opfer niesie żałobę; kołysze, niepokoi.
Smutek krystalizuje się jednak najsilniej w Dwóch serduszkach Tadeusza Sygietyńskiego, które wykonują trzy śpiewaczki – matka i jej córki – polskiego pochodzenia – poniżej na zdjęciu.

Druga połowa wieczoru przynosi podróż przez stulecia. Kiedy wybrzmiewa Kyrie z Messe de Notre-Dame de Machauta, wchodzimy do innego świata. Bardzo łatwo jest nie zdawać sobie sprawy, że to co słyszymy, to w rzeczywistości aranżacja późnośredniowiecznej muzyki na skrzypce; to kompozycja tak nowatorska, tak świeża – ars nova zadziwiająca twórczym pokonywaniem dotychczas narzucanych ograniczeń.
Frank Martin i jego Polyptyque o męce Chrystusa Kopatchinskaja przeplata Bachem – fragmentami Pasji Janowej, a także BWV265, dekonstruując je w zasadzie i ograbiając Bacha z jego usankcjonowanej przez wieki nietykalności. To moment, który mnie szczególnie porusza i cieszy – może dlatego, że wciąż brakuje dobrych dekonstrukcji, przez co świętości okopują się na swoich stanowiskach i obrastają kolejnymi warstwami czci.
Czas jednak ma swoje prawa – co rezydentka Praskiej Wiosny pokazuje – i dekonstrukcja tego, co napisał Bach, to przecież realna konsekwencja istnienia Pasji Janowej w świecie, wśród wydarzeń historycznych, jak i innych dzieł, które z nią rozmawiają – jak Polyptyque.
Kopatchinskaja jest odważna; jej osobowość dominuje nad muzyką, którą gra. Ukoronowaniem wieczoru jest popisowy dla niej Crux Luboša Fišera, utwór niosący w sobie coś apokaliptycznego, buntowniczego, niepokojącego. Nic dziwnego – napisany w 1970 roku, Crux jest buntem Fišera przeciwko normalizacji politycznej czasów, w których powstawała jego muzyka. Ferment w tym utworze narasta, wraz z coraz głośniejszą obecnością kotłów i dramatyczną grą Kopatchinskiej na skrzypcach, po to, by skanalizować się w brzmieniu dzwonów rurowych, zostawiających słuchacza z niedomówieniem. I znów wraca niepewność – co przyniesie przyszłość, czas?
Czas jest tym, co sprawia, że można żywić nadzieję, iż ciemności przemijają – a wraz z nimi ból i strach. Choć zostaje pamięć o ofiarach, dramatach, pamięć nierzadko trudna – jak w przypadku Hartmanna – to jednak dzięki upływowi czasu wieczne trwanie cierpienia jest jedynie groźbą. Również o tym opowiedziała w miniony piątek w Rudolfinum Patricia Kopatchinskaja.
Wszystkie zdjęcia użyte w tekście oraz nagłówku: © Pražské Jaro – Milan Mošna / Flickr
Dziękuję Organizatorom festiwalu za akredytację na wydarzenie.