Z trzech Kościołów Pokoju (Friedenskirche), które istniały na dzisiejszym terytorium Polski, ostały się dwa – w Świdnicy (Schweidnitz) i Jaworze (Jauer). Głogów (Glogau) spłonął. Choć to Świdnica jest bardziej znana, popularna i rozpoznana przez szerokie kręgi turystów, jak i melomanów (ostatecznie to tam odbywa się co roku festiwal bachowski), to Jawor i jego kościół mają do zaoferowania więcej – nawet, jeśli jego burmistrz o tym nie wie i nie pojawia się w mediach z wielkimi ambicjami, jak prezydentka Świdnicy.
Jawor nie robi dobrego wrażenia. Miasto, zamieszkane według oficjalnych danych przez nieco ponad 20 tys. osób, złamało „wyzwolenie” przez Armię Czerwoną, transformacja w latach 90-tych, a także promowane przez połowę polskiej sceny politycznej naiwne i niezrozumiałe w kontekście problemów polskiego życia społeczno-gospodarczego koncepcje rozwoju metropolitalnego kraju, według których bogactwo miało skapywać z wielkich miast na prowincję.
W mieście szukam śladów jego poprzednich mieszkańców. O to nie jest trudno; zaniedbanie miasta i brak środków na renowację jego zabytkowej architektury przekładają się na dostępność pozostałości niemieckiego Jauer, które jednak w przeszłości wcale do Niemców nie należało – już w 1203 r. pojawia się w historycznych zapiskach jako „Jawor”, w formie, którą znamy dziś – z pochodzenia słowiańskiej (obok niej znamy wiele nazw łacińskich).
Jako taki, Jawor był ważny – w XVI w. rozwijało się w nim tkactwo, kwitł handel, a w latach 20-tych przyszła reformacja, która zdobyła w Jaworze swój ważny przyczółek. Miasto strawiła wojna trzydziestoletnia, wcześniej zaś zniszczeń dołożyły liczne pożary i epidemie. To jednak długoletni konflikt polityczno-religijny jest najważniejszy dla tematu tego wpisu – bo dzięki pokojowi kończącemu wojnę trzydziestoletnią w 1648 r. powstały Kościoły Pokoju. Do miasta wrócimy później – w innym tekście, a może i w innej formie – bo zdecydowanie jest o czym opowiadać.
Starszy brat
Kościół Pokoju w Jaworze jest starszy od swojego brata w Świdnicy. Powstał zaledwie w rok, pomiędzy kwietniem 1654 a wrześniem 1655 r. Jego architektem był Albrecht von Saebisch pracujący dla wojska, a wykonawcą budowy – lokalny, jaworski mistrz ciesielski, Andreas Gamper. Podobnie jak świątynia świdnicka – wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Z założenia miał być nietrwały – ewangelicy uzyskali pozwolenie na budowę świątyń z gliny, słomy i drewna. Miały służyć krótko, szybko niszczeć i znajdować się poza obrębem murów miejskich. Nie mogły mieć dzwonnicy (ten przepis zmieniono w 1707 r. i wówczas dobudowano jaworską wieżę dzwonną). Okazało się jednak, że lekkie, szkieletowe konstrukcje potrafią wytrzymać znacznie więcej, niż się po nich spodziewano.
Polityczna skromność i estetyczne bogactwo
Choć Kościół Pokoju w Jaworze jest mniejszy od tego w Świdnicy, jego bryła robi ogromne wrażenie tak z zewnątrz, jak i od środka – wszystko przez inne niż w Świdnicy zarządzanie przestrzenią empor. Wnętrze kościoła to ponad 1100 metrów kwadratowych, może w nim jednocześnie znaleźć się aż sześć tysięcy osób (w Świdnicy – o tysiąc więcej). W Jaworze przestrzeni dodaje także polichromia wewnątrz – tajemnicze, biało-niebieskie motywy roślinne w śląskim stylu ludowym, pnące się po kasetonowym stropie i innych drewnianych elementach (jak 14 filarów wspierających konstrukcję), nie przytłaczają – a pozwalają skierować wzrok na zdobienia poszczególnych parapetów przy emporach, jak i wyjątkowej urody ambonę oraz ołtarz.
Ołtarz zbudował w 1672 r. Michał Schneider z nieodległej Kamiennej Góry i jest to w jaworskim Kościele Pokoju punkt, który emanuje światłem, jasnością, wydobywając je z mroku ogromnego wnętrza świątyni. Barok kochał grę cieni i światła – ten obiekt jest doskonałym przykładem niełatwej sztuki wykorzystywania naturalnych warunków do tworzenia charakteru wnętrza. Dziś obraz ołtarzowy przedstawia Jezusa w Getsemani, został podarowany świątyni z okazji dwustulecia jej istnienia, jednak pierwotnie w ołtarzu można było oglądać Ostatnią Wieczerzę.
Drugim świetlistym punktem Kościoła Pokoju w Jaworze jest ambona, wyrzeźbiona przez Mateusza Knote z Legnicy, a pomalowana przez Jerzego Flegla z Kowar. To wyjątkowe dzieło, zarówno, gdy mówimy o klasie rzeźby, jak i zdobień – warto spędzić blisko niej trochę czasu, aby przyjrzeć się detalom.
Kościół Pokoju w Jaworze i jego dekoracje sprawiają wrażenie dużo skromniejszych niż te, które można obejrzeć w Świdnicy. To kwestie polityczne, o których więcej opowiem gdzie indziej – mam jednak wobec jaworskiego Kościoła Pokoju szczególne upodobanie, bo skromność ta – choć tak naprawdę iluzoryczna – przekłada się na estetyczne walory, jest wysmakowana, pozostawia dużo przestrzeni dla odkrywania szczegółów – jak choćby drewniane, pięknie zdobione konfesjonały, czy architektura licznych przejść i krużganków kościoła, również pokrytych niebiesko-białą, śląską polichromią.
Czy kot może mieszkać w kościele…?
Może. „Gdyby to było złe, to Bóg by inaczej świat stworzył” – cytując klasyka. Przy (a czasem w) jaworskim Kościele Pokoju mieszka czarna kociczka – można ją spotkać w pasażach świątyni, jak i w przykościelnym parku, gdzie wygrzewa się w promieniach słońca migoczącego w liściach. Kotka ma na imię Behemot – i pewnego dnia, jak to bywa z kotami, całkowicie niespodziewanie zjawiła się w życiu proboszcza, który nie potrafił odmówić jej miejsca w swojej parafii. Jej historię przeczytacie tutaj – w „Zwiastunie ewangelickim”.
Widziałam ją, kiedy byłam w Kościele Pokoju w Jaworze po raz pierwszy, w 2021 r. Kilka dni temu, podczas kolejnej wizyty, spytałam, jak się miewa – dowiedziałam się, że żyje. To dobrze. To wystarczająco dobrze, by móc cieszyć się odwiedzinami w tym miejscu i spokojnie wrócić do niego za jakiś czas.
Kościół Pokoju zwiedzicie w cenie 15 zł za bilet-cegiełkę (normalny), a zdjęcia w jego wnętrzu zrobicie za drobną, dodatkową opłatą 5 zł. Warto – każde pieniądze to kolejny krok w renowacji dziedzictwa kultury i duchowości ewangelickiej, która i dziś nie ma w Polsce łatwo, pod żadnym względem.