Na marginesie

Tyrania metropolii

czułem jak wyzwalam się 
od zbędnego nadmiaru energii 
w którą wyposażyła mnie młodość 

możliwe 
że mógłbym użyć jej inaczej 
np. napisać 4 reportaże 
o perspektywach rozwoju małych miasteczek 

ale 
…….mam w dupie małe miasteczka 

Andrzej Bursa, Sobota

***

Otwierając korespondencję z sz. pp. pracownikami działów PR można pozwolić sobie na wrażenie, że przestrzeń implodowała. Zapraszają mnie na spotkanie, które ma odbyć się w placówce księgarni z pretensjonalną nazwą i pomarańczowym logotypem, która znajduje się przy ulicy W., jednakże nie sprecyzowano, w jakim mieście. Nie podano nawet części naszego pięknego kraju, którą powinnam brać pod uwagę chcąc wybrać się na to wydarzenie, które z pewnością zrzeszyć ma grono zacnych ludzi kultury.

***

Na życie w Warszawie poświęciłam 0,1 (słownie: jedną dziesiątą) część swojego czasu. Szczęśliwie przedsiębiorczość i brak ambicji uzależnionych stricte od lokalizacji uczyniły mnie człowiekiem wolnym i lubiącym częste zmiany miejsca pobytu (czytaj: zamieszkania, przemieszkania, nocowania). Warszawa jednak ma chętkę na więcej. Rozpycha się w informacjach prasowych, w zapowiedziach koncertów, w spotkaniach autorskich.

Sz. pp. pracownicy działów PR powinni wiedzieć, że Polska nie zaczyna i nie kończy się na Warszawie. „Metropolia” to dom dla niecałych dwóch milionów sztuk obywatela. Reszta rozsiana jest po tym, co stolica uważa za małe miasteczka. Choćby i liczyły po 500 tysięcy mieszkańców – nigdy nie dorosną i nie dorównają.

***

Wrocław, Gdańsk, Gdynia, Kraków, Poznań, niechaj będą i Katowice wraz z całą aglomeracją – one również istnieją. Polska jest policentryczna. I proszę mi nie argumentować, że to właśnie w stolicy skoncentrowało się całe życie publiczne kraju, a zatem sytuacja jest uzasadniona. O ile tak właśnie ma toczyć się dyskusja na temat tyranii, jaką Warszawa próbuje sprawować nad resztą kraju w aspektach społecznych, politycznych i kulturalnych, to wnoszę o dekoncentrację. Wystarczy poczekać na najbliższy konflikt zbrojny, jeśli nie staje Wam powodów, by dekoncentrować – jak podczas ostatniej wojny, tak i teraz prawdopodobna jest utrata ogromnej części dobytku kultury polskiej, bo większość znaczących instytucji (Biblioteka Narodowa, instytuty sztuki, literatury, muzyki, filmu) zlokalizowana jest w Warszawie.

Nie ma sensu mówić o lokalizacji redakcji, wydawnictw i innych podmiotów, które kiedyś niewątpliwie byłyby zaliczane do „instytucji myśli”. Większość znajduje się w stolicy, która również jako pierwsza zdobywa szanse na stworzenie kolejnych miejsc związanych z dziedzictwem kulturowym czy też rozwojem humanistyki jako dyscypliny.

***

Rezygnując z rozmowy na poziomie instytucjonalnym zejdźmy na poziom merytoryczny, konsumpcyjny, a w końcu – życiowy.

Żyłam do tej pory w przeświadczeniu, że jeśli promuje się tak ważko myśl o integralności narodu i kraju, którego terytorium ten naród zajmuje, to integralność oznacza zarazem uniwersalność oraz egalitaryzm w rozumieniu pewnych spraw. Sprawą taką może być myślenie o dostępie do kultury na poziomie różnym od tego, jaki przedstawiają sobą promowane ostatnio ze środków publicznych koncerty disco polo.

W małych miasteczkach, w których pogłowie mieszkańców można liczyć w setkach bądź zaledwie dziesiątkach tysięcy, ludzie również czytają książki. Może się również zdarzyć, że chadzają do muzeów, odwiedzają instytuty kulturalne, interesują się teatrem.

Warto by było, aby sz. pp. pracownicy działów PR o tym pamiętali, podobnie jak ich szefowie – często odpowiedzialni za merytoryczną kontrolę nad lokalizowaniem spotkań autorskich, wystaw i wydarzeń.

Nawet, jeśli jesteśmy w Waszych oczach straszną prowincją – zasługujemy na więcej, niż zaadresowany miło list bez informacji o tym, że zaprasza się nas do wystawienia białej flagi – bo przecież Warszawa wchłonęła już wszystko i głupi ten, kto nie wie.

Jeśli tak – to dlaczego wszystko jeszcze nie zniknęło?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *