Na marginesie

To taki rozbieg

Muranów zbudowano na gruzach Getta. Podobno część bloków stoi na usypanej z gruzów skarpie. Mają charakterystyczne, niewielkie okna. I pamiętam, że kiedyś w każdym z tych okien suszył się powieszony za nogi zając, na mrozie kruszał na święta – opowiada M., obierając drobnymi palcami ogórki na jej letni sos tzatziki.

Warszawa będzie dla mnie tą opowieścią. Tak ją zapamiętam, bo nieszczególnie co innego jest w niej pamiętać – a szkoda mi czasu na pisanie o tym, jak ludzie celowo utrudniają sobie w Warszawie życie drożyzną, złą urbanistyką i zwykłą, bezinteresowną, codzienną złośliwością oraz niejednokrotnie chamstwem.

Wyjechałam z niej przedwczoraj, wyjechałam bez żalu, bo i czego tutaj żałować? Może jedynie tych letnich spacerów po willowej, starej części Mokotowa, gdzie jeszcze kryją się ostrzelane podczas wojny domy-ostańce, gdzie pachnie maciejką, a wzdłuż drogi rosną miłorzęby.

Ostatniego dnia idąc do M. mijam u kogoś otwarte okno, promienie zachodzącego słońca płożą się po zielonej ścianie i złocą szafę jeszcze sprzed wojny, na której stoi wazon z zasuszonym, barokowym bukietem róż.

Wieczorem siedzimy z koniakiem i herbatą i opowiadamy sobie historie, a w zielonym, wilgotnym ogrodzie powoli zapada zmrok.

***

Dziś kończę trzydzieści lat.

Ostatnie dziesięć to bardzo intensywna podróż. Szalenie interesująca, wciągająca na zabój, uwodzicielska i chwilami – bardzo niebezpieczna. Nażyłam się przez te dziesięć lat – bo właśnie od tylu nieustannie jestem w drodze. Przeprowadzam się, pracuję, walczę, drapię. Poznaję, przeżywam, doświadczam, nieustannie przyjmuję w siebie ludzi, miejsca, zdarzenia, emocje i nieskończenie wiele opowieści.

Patrząc z perspektywy tego czasu wiem, że chyba zrozumiałam, co w życiu jest najcenniejsze – to wolność.

Do decydowania o sobie. Do podejmowania wyborów i ponoszenia ich konsekwencji. Do życia tak, jak się uważa, gdzie się uważa. Najlepiej tak, by pozostawać niekolizyjnym z innymi ludźmi (choć czasem się nie da, czasem iskrzy się, czasem lecą odłamki, ostre, bolesne).

Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi. Odwiedziłam wiele krajów, nauczyłam się nowych języków obcych i spełniłam kilka swoich ogromnych marzeń.

I może to dziwnie zabrzmi – ale te dziesięć lat temu, kiedy wybrałam się w swoją podróż, wiedziałam, że tak będzie i że to dobra droga. Dziś wiem, że nie warto z niej rezygnować.

***

Niektórzy ludzie mówią, że ta dekada przed trzydziestką to taki rozbieg.

Jeśli tak jest, to znaczy że nabrałam właśnie odpowiedniej prędkości i życzę sobie co najmniej trzydziestu kolejnych lat w biegu, w podróży, w nieustannym ruchu, bo tylko wtedy mogę cieszyć się światem naprawdę – stagnacja nie ma sensu. Bezruch, zaniechanie, inercjalność – to wszystko są formy więzienia, jakie bardzo często sami sobie wybieramy, myśląc, że tu przecież będziemy bezpieczni.

Nie mam przekonania, że trzydziestka to jakiś próg – poza jednym wyjątkiem.

Myślę, że w tym wieku jest się już dostatecznie dużym, by móc powiedzieć, czego się chce w życiu, a czego nie – bez konieczności narażania się na opinie innych, według których jest się zbyt młodym, lub zbyt starym by móc o sobie stanowić.

***

PS. Teraz znów straszę na Pomorzu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *