Mieszkanie w Polsce przyzwyczaiło mnie, że park to miejsce, do którego lepiej nie chodzić. W latach ’90 i w początku pierwszej dekady XXI wieku można tam było znaleźć przede wszystkim puszki po piwie, walające się na trawnikach śmieci, a wieczorem – podpitych panów stanowiących niebezpieczeństwo nie tylko dla dziewczyn. Od tego czasu sytuacja znacznie się zmieniła – może z wyjątkiem „elementu” zalegającego na parkowych ławeczkach – Polska wreszcie zdała sobie sprawę, że zieleń miejska jest ważna. W Anglii jednak ta świadomość przyszła znacznie wcześniej. Parki są ważnym elementem brytyjskiej urbanistyki, dla wielu z nas – znakiem rozpoznawczym kraju mgieł i popołudniowej herbaty. I właśnie o nich będzie ten tekst – pierwsza część nieregularnego „Spacerownika Londyńskiego”.
Osiem największych parków w Londynie pokrywa obszar aż 1976 hektarów. Tzw. Royal Parks of London, Parki Królewskie, to dawne ziemie, na których odbywały się dworskie polowania; Green Park, St. James’s Park, Regent’s Park, Kensington Gardens, Greenwich Park, Hyde Park, Bushy Park i wreszcie największy z całej ósemki Richmond Park to zielone płuca Londynu. Oprócz nich w mieście można bez trudu znaleźć mniejsze parki, tzw. square gardens, bądź po prostu skwery. Mam kilka ulubionych, jak znajdujące się niedaleko miejsca gdzie mieszkam Gordon Square, który jest idealnym miejscem dla obserwowania zmieniających się pór roku, czy Russell Square, gdzie znajduje się urocza kawiarnia, którą wciąż planuję odwiedzić.
Ten tekst chciałabym poświęcić przede wszystkim Regent’s Park – jest mi najbliższy sentymentalnie, ale i bardzo często go odwiedzam, zwłaszcza ze względu na Ogród Różany Królowej Marii – przepiękne rozarium, w którym znajduje się ponad 85 różnych odmian krzewów.
Cały Regent’s Park zajmuje 166 hektarów i powstał na terenie, który do połowy XVII wieku służył jako ziemie łowieckie króla. Później ziemie te podzielono i podnajęto mleczarzom oraz magazynierom siana; licencje wynajmu wygasły dopiero w 1811 roku i to właśnie wtedy niezwykle popularny Książę Regent (późniejszy król Jerzy IV) postanowił zrobić z tym wielkim obszarem porządek i zatrudnił architektów, by mądrze i pięknie zagospodarować teren.
Wspomniany przeze mnie ogród różany zaplanowany został dopiero w 1930 roku i pierwotnie służył za szkółkę krzewów. Później kontrolę nad nim przejęło Królewskie Towarzystwo Botaniczne. Wewnątrz Regent’s Park wybudowano też 9 ogromnych willi mieszkalnych (część została wyburzona, dając miejsce m.in. pod Centralny Meczet Londynu), których XIX-wieczna planistyka wykorzystuje dziedzictwo historyczne angielskiej architektury, doskonale wpisując je w zielony, otwarty teren.
Regent’s Park to wspaniałe miejsce, w którym dziś wielu ludzi szuka świeżego powietrza, odpoczynku od gwaru i zgiełku miasta, a także możliwości obcowania z przyrodą. Tych ostatnich nie brakuje. W parku znajduje się dość rozległe jezioro, którego brzegi są domem dla wodnego ptactwa (również egzotycznych gatunków), teren podzielony jest również na specjalnie aranżowane ogrody, które różnią się zarówno stylem pejzażu, jak i znajdującą się tam roślinnością.
Każdego tygodnia spędzam tu mnóstwo pięknych chwil – na parkowych leżakach, na ławce skrytej w cieniu drzew, nad cappuccino w kawiarni znajdującej się nieopodal rozarium. Nie jestem w tym jedyna; park tętni życiem. Bywa nawet zatłoczony. Mimo to, nigdy nie widziałam ani jednego papierka, butelki czy plastikowego kubeczka porzuconego na trawniku (a w Polsce widywałam nawet brudne pieluchy, wyrzucone ot tak, pod drzewo). Nigdy nie czułam się w parku zagrożona. I nawet przez chwilę nie odczuwałam niczyjej napastliwości – a przychodzą tu ludzie należący do wszystkich kultur i ras.
Regent’s Park znajdziecie w Centralnym Londynie, wysiadając na następujących stacjach metra: Great Portland Street, Regent’s Park, Baker Street, Warren Street Station. Wstęp do parku jest bezpłatny.