– Ja zawsze pamiętam, gdzie coś odłożyłem. Podaj mi tę walizkę, dziewczyno. O tę, w rogu.
Posłusznie spełniam jego prośbę. Walizka wygląda niepozornie – zwymiarowana pod bagaż podręczny niemal każdych linii lotniczych, wciąż ma przytroczony do uszka kwit z ostatniej odprawy. Boję się spojrzeć na datę. Kładę ją więc na miniaturowym stoliku i otwieram.
– Wyciągnij to. I to też. Odłóż, o tu.
Przez moje ręce przechodzą stare dokumenty (niektóre niemal rozpadają się w dłoniach), kiepskiej jakości fotografie, pozornie nic nie znaczące skrawki papieru z ciągami cyfr, dwa zmięte krawaty, kilka jednorazowych maszynek do golenia.
Spod sterty papierów wkrótce wyciągam zieloną, filcową czapeczkę z wyszytym złotą nicią tradycyjnym, nigeryjskim ornamentem.
Francis uśmiecha się pod nosem i rozprostowuje nakrycie głowy, by za chwilę z dumą przeglądać się w moich okularach przeciwsłonecznych jak w wykrzywionych lusterkach. – Nosiłem ją, kiedy byłem sekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony. Miałem prawie czterdzieści lat i żyłem pełnią życia. Pewnego dnia dostałem udaru. Zabrali mnie z pracy i zawieźli prosto na lotnisko. Obudziłem się już w Wielkiej Brytanii, z jedną tylko walizką ubrań. A potem zamieszkałem w tym domu.
Ten dom. Pełen kurzu, zaniedbany, piękny tym osobliwym rodzajem piękna właściwym dla rozkładu. W salonie na jednej tylko ścianie tłoczą się kalendarze z afrykańskimi widokami z lat 2005, 2007 i 2011.
– Poszukaj jeszcze głębiej, jestem pewien, że *to* tam jest. Przywołana do porządku wracam do walizki, do przebijania się przez kolejne warstwy cudzej przeszłości wepchniętej do klatki. Znajduję w końcu to, co było przedmiotem poszukiwań. Oddaję mu maleńkie, czarne zawiniątko z aksamitu, z którego Francis wyłuskuje pożółkłą kartkę z numerem telefonu. – Znów coś się dzieje, nowy prezydent. Musimy przedyskutować bieżącą politykę. To numer do Chicago. Którą oni mają teraz godzinę…? – zaczyna szamotać się z kablem od telefonu i nie wiem, czy wciąż jestem adresatem jego słów. Tymczasem, moja ręka, błądząca jeszcze wewnątrz walizki, ześlizguje się na sznur naturalnych korali.
– Lubisz naturalne kamienie, dziewczyno? Zobacz, to wszystko, co przywiozłem ze sobą. Mówisz, że swoje zostawiłaś w tamtym dziwnym kraju, z którego pochodzisz? Skoro tak, nie masz ze sobą swojej historii, swoich wspomnień. Musisz je odzyskać. W końcu to nasza przeszłość nas tworzy najbardziej.