13 października, godzina 8.50, Facebook.
“Budzę się po nocy, w której śnią mi się straszne rzeczy, mam kawę czarną, mocną i gorącą jak wulkan, kawę z fusami, z których układają mi się gwiazdy na powierzchni kubeczka z owieczką.
Są teksty, które spływają mi do gardła i nie jestem ich w stanie napisać od razu. Muszę je przespać, przegryźć, przesycić się nimi i mieć ich dosyć, zanim w ogóle powstaną – coś takiego aktualnie przeżywam, pisząc o Wielkiej Wojnie, o Remarque’u, o spojrzeniu tysiąca jardów i o traumie.
Tak sobie dochodzę potem do wniosku, że tu nie ma miejsca na Czapskiego i Na nieludzkiej ziemi.
Tu jest tylko trzecia bitwa pod Ypres, bezkres pól z żółtym od bólu niebem na górze, z połamanymi drzewami i z miękkim błotem, które wchłania nieskończoną ilość ludzkiego życia.
Miłego dnia.”
***
Nie chcę niczego pisać. Nie jestem w stanie. Przejrzałam mnóstwo zdjęć. I zastanawiam się, ilekroć oskarżono ich o niewrażliwość. O brak czułości. O nieumiejętność znalezienia się przy stole wigilijnym, o to, że dawno zatracili w sobie możliwość rozmawiania, a nawet więcej – jakiejkolwiek ekspresji.
***
Spojrzenie tysiąca jardów to zapadanie się w siebie. To podróż w górę rzeki, do wnętrza własnego umysłu, to pojedynek – z góry przegrany – z własnym strachem i kruchością (Conrad), to ból i rozczarowanie mitem złocistego Heimatu, który nie ma znaczenia wśród gnijącej śmierci w okopach (Remarque), to kilkanaście lat później; młody Niemiec srający ze strachu w spodnie, bo właśnie zdezerterował, bo w jego ramieniu na zawsze już będzie tkwił odprysk pocisku, bo głęboką nocą śpiewał głośno piosenkę z dzieciństwa mając nadzieję, że odsunie w ten sposób widmo leśnej egzekucji, wyrok za niesubordynację (Grass).
***
Passchendaele zabrało nawet 400.000 żołnierzy każdej z walczących stron.