Parafia St. Pancras, mieszcząca się na obszarze londyńskiego Somers Town gdzie mieszkam, uważana jest za jedno z najstarszych miejsc kultu chrześcijańskiego na terenach Wielkiej Brytanii. Pomiędzy międzynarodowym dworcem kolejowym, stacją metra King’s Cross i ruchliwym węzłem komunikacyjnym Euston, znajdują się niepozorny kościółek, którego początków można podobno szukać w 314 roku oraz przyległy do niego cmentarz.
Kościół wielokrotnie popadał w ruinę, wielokrotnie go również odnawiano. Według zapisów z XIX wieku, podczas ówczesnej renowacji znaleziono w posadzce ceramiczne płytki z czasów rzymskich. Niewątpliwie, ten wyizolowany, położony na uboczu kościół ma bogatą historię – po reformacji XVI wieku stał się obiektem zainteresowania katolików, którzy poszukiwali ustronnego miejsca, gdzie mogliby spotykać się nie narażając na niebezpieczeństwo. Przyległy do kościoła cmentarz był jednym z dwóch tylko miejsc w Londynie, w którym katolicy mogli liczyć na legalny pochówek (i znajdował się tu m. in. grób najmłodszego spośród synów J. S. Bacha).

Odkryłam to miejsce nieco przypadkowo, szukając na mapie w sierpniu tego roku lokalizacji, w których… będę mogła spędzić czas z dala od ludzi. Ruchliwość i zgiełk to dwa główne problemy, które w Londynie odczuwam wyjątkowo dotkliwie. Cmentarz przyległy do starego kościoła jest największym w mojej okolicy terenem zielonym oprócz Regent’s Park. Dodatkowo – niezwykle pięknym.

Znajduje się tu wiele przepięknych, dojrzałych drzew. Trawa porasta teren w naturalny, nieskrępowany sposób, a na nagrobkach zieleni się bogaty i wilgotny mech. Nie zawsze jednak było tu tak spokojnie – w czasie, gdy konstruowano przebiegającą obok linię kolejową, cmentarz przeznaczono do likwidacji. Groby znanych literatów, polityków, ale i uchodźców z Francji (uciekających przed złem Rewolucji) nagle stały się niczym więcej, niż przeszkadzającymi w postępie prac problemami. Z ręki Thomasa Hardy’ego, którego większość z nas zna jedynie jako poetę (a który wówczas był uczniem architekta, chcącym wykazać się „inwencją”), część nagrobków stłoczono pod jednym z drzew rosnących na terenie cmentarza. Znajdują się tam do dziś, częściowo pokryte korzeniami rosnącej akacji – i stanowią przejmujący, tragiczny widok, dla mnie będący doskonałym przypomnieniem bezmyślności, z jaką czasem ulegamy ideom „rozwoju” oraz „postępu” za wszelką cenę. Dlaczego? Linii kolejowej finalnie i tak nie wybudowano w tym właśnie miejscu. „Drzewo Hardy’ego” jest demonicznym pomnikiem tamtych czasów, a pozostałe spośród najstarszych zachowanych grobów wciąż można obejrzeć w południowym końcu cmentarza, pod jego ogrodzeniem.


Przechadzając się centralną częścią cmentarza nie można nie zwrócić uwagi na zaprojektowany z niebywałą dbałością i klasą grobowiec-pomnik architekta Johna Soane i jego żony. Pierwszy raz od dawna tak bardzo zachwyciła mnie architektura detalu, delikatność konstrukcji, wysmakowana, subtelna, jakby naszkicowana w przestrzeni, którą zajmuje. Swego rodzaju tajemnicą Poliszynela, a w Londynie znaną anegdotą jest fakt, że mauzoleum to stało się inspiracją, z której sir Giles Gilbert Scott zaczerpnął przy tworzeniu projektu słynnej, czerwonej budki telefonicznej. Nie wierzycie? Spójrzcie na dach… ;)


Mam wrażenie, że Londyn nigdy nie przestanie mnie zadziwiać w ten specyficzny i najmniej oczekiwany sposób – pełen absurdu, a zarazem niepowtarzalny i uroczy.
Jeśli chcecie odwiedzić cmentarz i stary kościół st. Pancras, szukajcie ich pod adresem: St Pancras Old Church, Pancras Road, London NW1. Najbliższe stacje metra to King’s Cross i Euston.