Okruchy Kultury

blog o podróżach, mądrych książkach, muzyce, filozofii i budowaniu mostów między starym a nowym światem

Wszystkie odcienie samotności

Królowa

Przy stole nie rozumiem, o czym rozmawiają ludzie wokół mnie. Ogarnia mnie przerażenie na myśl o zasiadaniu wśród cudzoziemców dyskutujących na tematy, które są mi kompletnie nieznane – zwierzała się na kilka lat przed koronacją swojej pokojówce królowa Elżbieta II.

Wstąpiła na tron mając zaledwie 26 lat. Podczas jej koronacji, kiedy przypinano do jej płaszcza ostrogi św. Jerzego (symbol rycerskości), gdy niosła do ołtarza królewski miecz (w geście oddania się Bogu), wreszcie – w chwili, w której na jej ramionach spoczęła purpura haftowana złotem – w opactwie Westminster przebywało ponad 7000 osób. Nie mam jednak wątpliwości – była dojmująco samotna.

Dzisiaj, po ponad 63 latach panowania, Elżbieta opisywana jest jako chłodna, wyrachowana, egoistyczna. Czy nie tak kształtuje człowieka samotność władcy, na którego oczach kruszy się imperialna potęga jego kraju? Czy nie tak rzeźbią intrygi i dyplomacja zamiast miłości, życie codziennie zmienione w spektakl?

Reporterka

Studia dziennikarskie i politologiczne nie przygotowały jej do pracy. Zrozumiała to bardzo szybko, kiedy trafiła do zdominowanego przez mężczyzn świata mediów. Przekaz; dokładny, na czas, w określonej objętości. I ryzyko, które przyjmuje na siebie – nie ma tygodnia, w którym świat nie usłyszałby o porwaniu czy śmierci dziennikarza.

Kiedy została korespondentką wojenną i odłożyła na bok swoje życie wybierając samotność, postanowiła opisywać świat, który widzi – wraz z dramatem, jaki przyniosła ze sobą wojna. Bo polityka to tylko jedna strona konfliktu – powierzchowna, interpretowana jako liczby, najbardziej przecież liczą się wskaźniki ekonomiczne oraz zmieniający się, wiecznie płynny pejzaż poparcia sił i ich wpływów.

Dramat wojny to jednak nie ekonomia i polityka; to losy ludzkie, które zdecydowała się splątać z własnym życiem. To śmierć człowieka, którego mózg obryzguje jej twarz, gdy ma zaledwie 21 lat. To potworność wybuchów i odłamki szkła, przebijające powietrze jak śmiercionośne diamenty. To płacz, groza, huk, a potem cisza. Cisza przejmująca, siedząca w zamyśleniu na podziurawionym fotelu, przy chwiejnym świetle gasnącej co chwila lampy podłączonej do agregatu. I słowa, w samotności spływające do kilkunastu kilobajtów tekstu przesyłanego zaszyfrowanym połączeniem do redakcji, w której przy kawie, w spokojnym szumie urządzeń elektrycznych i świetle barwy zero, jej relacja zmieni się w tekst.

Badacz

Przedwcześnie zdobyta wiedza i nadaktywny intelekt sprawiły, że w wieku czterdziestu kilku lat stał się starcem. Choć zrobił wiele, by pomóc opisać świat, w którym żyje i którego kiedyś czuł się częścią, powoli zaczął rozumieć, że to, co kiedyś stworzyłoby z niego mędrca, dziś jest ciężarem, pod którym ugina się cały.

Wiedza coraz częściej oznacza samotność w świecie, który przyspieszył. Mądrość traci na znaczeniu – nie można sprzedać jej w błyszczącym opakowaniu. Nauka rzadko kiedy wybucha spektakularnymi fajerwerkami. Praca badacza to dziś rozszyfrowywanie przyszłości. To wieszczenie o tym, co czeka ludzkość i jak potoczą się nasze dalsze losy – w starożytności zajęcie szaleńców. Mędrców, którzy patrzyli w niebo wiedząc, że znaczenie tego co tworzą znacznie wykracza poza trwałość jednego pokolenia, poza stulecia myśli.

Samotność badacza to również niezrozumienie. Pogarda, którą odpłaca mu współczesne społeczeństwo, uważając go za dziwaka, odszczepieńca, często – socjopatę. Wiedza, inteligencja, mądrość nie są już wyznacznikiem wagi jednostki w społeczeństwie, a pracę naukową zbyt często sprowadzamy do roli udziału w kolektywnym przedsięwzięciu (liczą się afiliacje, zespoły, rankingi) zapominając o tym, że indywidualność i twórcza zdolność jednostki potrafiły kiedyś zmieniać świat (dziś sukces to często dorównywanie do poziomu przeciętności).

Odcienie

Samotność władczyni, reporterki i badacza to wciąż jedno zjawisko, które ukazuje się w wielu odcieniach. Czy postaci te mogą istnieć bez samotności, w sposób inny, niż poprzez nią? Czy role, które społecznie stworzyliśmy dla tych ludzi, z definicji obciążone są samotnością? Czy jako społeczeństwo nie skazaliśmy ich tym samym na wieczną zewnętrzność w stosunku do tego, czym żyjemy na co dzień? Wreszcie – czy chociaż przez chwilę potrafimy dostrzec, jak bardzo każda z tych figur nam służy – swoją pracą, poświęceniem, samotnością właśnie?


Kategorie:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *